out in the woods

Nie chce mi się w niczym uczestniczyć, niczym specjalnie ekscytować. Te wszystkie odpryski militarno-ideologiczno-popowe wyglądają z tundrowej perspektywy jak brud na szybie. Let it be. A zatem zupełnie niemodny, nie-offowy, nie-nowy Oregon z płyty wydanej w 1983 roku: prawie klasyczny skład z Colinem Walcottem, Ralphem Townerem, Paulem McCandlessem (bardzo lubię klasyczne brzmienie jego oboju) i Glenem Moorem. Co nie przeszkadza, że przedpołudnie minęło pod znakiem Alberta Aylera i upału, który szczęśliwie obserwowałam zza szyby. Miasto jest cudne w sierpniu: nieliczne zagęszczenia w mieście (zupełnie inne składniki niż zwykle, bo wyjechali studenci, a przyjechali turyści, często z odległych rubieży ściany wschodniej albo z innej prowincji, głównie mentalnej i obyczajowej), poza tym płynność, przejrzystość, lekkość.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Na razie tylko testuję

london calling

104