Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2012

chciałoby się napisać...

Obraz
... zawsze coś innego. Skończyla się pierwsza seria The Killing , zaczęła druga, a ja wciąż chodzę z pomysłem na napisanie czegoś o tym zankomitym serialu. I tak jesczze przez jakiś czas zostanie, to znaczy pomysły będę hołubić i odkladać na specjalną półkę, z której czasami trafiają do mainstreamu, a czasami nie. Póki co, od kilku tygodni piszę, śpię i jem (z rzadka udaje mi się jakaś domowa joga, ale i tak zapominam to odnotować na heiaheia) i skończy się chyba tylko odrobinę lepiej niż w Super Size M e, a to tylko dlatego, że nie objadam się hamburgerami. W międzyczasie pojawia się tysiąc mniej i bardziej irytujących spraw, ale nie zaprzątają mojej uwagi, bo piszę, jem i śpię, i na tyle wystarcza mi przytomności umysłu (a i to nie zawsze). Koncepcja pustki już dawno nie byla tak namacalna. Czasem trafia się jakaś późnowieczorna chwila z muzyką. A jak chwila z muzyką, to tylko winyle. Tak już jest, że słuchanie muzyki z winyla to specjalna jakość - nie chodzi tylko o parametry dźw

do połowy pusta

Szkoda, że dni spektakularnego śniegu są w mieście takie krótkie. Kiedy pada śnieg, jest cicho. Samochody jeżdża ciszej, ludzie też są jacyś cichsi, przemykają szybko, żeby się schować - obserwuję to czasem wieczorem, kiedy sypie śnieg, z piątego piętra. I już co najmniej kilka razy pisalam tutaj o Dniu PIerwszego Śniegu. Ale jest też Dzień Zbliżającego się Końca Śniegu. I ten dzień właśnie nastąpił. Śnieżyca wczorajsza była typowo wiosenna, przynajmniej ta przedpołudniowa. Powietrze pachnie wiosną. Niestety (i wiem, że są ludzie którzy nie wierzą, że mowię to szczerze). Wiedzą to też sikorki, które odyzwają się już wiosennymi "cucuferkami". A tego roku nawet nie byłam na nartach. Wszystko przez pisanie. W dodatku czuję się zmęczona, pusta, mało kreatywna i niezbyt oczytana. Przejdzie, jak śnieg. Taka zamieć. I gdzieś mam zdjęcie padającego śniegu, ale nie mam siły tego zdjęcia tutaj wkleić (bo trzeba byłoby je zlokalizować na dysku). To zadziwiające, jak lokalizowanie r

wtf

Chrzanić to. Potrzebuję znowu przestrzeni ekshibicjonizmu oraz prywatnego mnemotoposu, whatever it  really is. O co chodzi? O to, że zgubiłam kilka cholernych kartek z cholernego kalendarza i jedynym sposobem na przypomnienie sobie paru dat - bo, niestety, nie rozmów, nazw i miejsc - okazało się sięgnięcie do tego bloga, do zapisków z 2006. Pisząc książkę, borykam się nieustannie z problemem archiwum, a raczej jego braku i dostrzegam (jak to się ładnie pisze, poniewczasie), że trzeba jednak było zachowywać WSZYSTKO. Stare kalendarze, stare zapiski, zgromadzone czasopisma i wycinki z gazet, ulotki i reklamy, kartki pocztowe i znaczki. To wszystko gdzieś jest; bez wątpienia przeleguje w którymś z pudeł, w jakiejś teczce lub worku foliowym między Krakowem a Nowym Sączem, w dwóch piwnicach i na piętnastu regałach. Brakuje tylko wolnych kilku miesięcy, żeby to sprawdzić. To jest jakiś pomysł, tanie wakacje we własnym archiwum. Powraca, wszystko powraca, w nowej konfiguracji, ale jednak znan