Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2006

karpaty at bay

taaa... codzienna kawka u Kolumbijczykow (Cole Coffee, rog College St. i 63-ej) - czy musze dodawac, ze organiczna? - w poblizu Berkeley, kalifornijskie truskawki, na sniadanie granola z jogurtem, obiady duzo pozniej niz zwykle, w przyjemnym towarzystwie (kalifornijska kuchnia fusion, ktora uwielbiam, a ktorej nie ma na razie prawie nigdzie na swiecie, probka to np. burrito z chinskimi warzywami mu shu w srodku i sosem inspirowanym pesto), bez kolacji, smoothies Odwalla... Oh maaan. Oh MAAAAAAN. Czasem musze zagladac na onet, zeby sprawdzic konto Karpat i wtedy oblewa mnie zimny pot. Ze strachu. Dopoki nie beda odbierac paszportow, jest niezle, bo zawsze mozna spakowac plecak i fiuuuu w kierunku normalniejszych rejonow swiata, gdzie mniejszy ulamek populacji cierpi na powazne schorzenia mentalne. A kiedy juz fala zimnego strachu przetoczy sie przez moj zoladek, pojawia sie obrzydzenie. I zmeczenie. Mam wrazenie, ze w Polsce zaczyna smierdziec, a ten smrod przebija sie nawet przez kalif

coast to coast

Obraz
(Cole Coffee na rogu College i 63-ciej, w poblizu Berkeley - fot. Marek Styczynski) no wiec udalo sie! siedzimy w zakatku Oakland, gdzie zaczal sie ruch Czarnych Panter, a miejsce nosi nazwisko Jacka Londona. Dwa samoloty i trzy starty po wyruszeniu z - jak to okreslila Cristina - malego lotniska Providence. Security checks na lotniskach amerykasnkich to rzeczywiscie troche too much. Generalnie przystaje na to, ale kiedy otwarli plecak Marka i wyciagali po kolei stare sandaly, worek z brudna bielizna i plastikowy mikrofon, to poczulismy sie troche dziwnie. Jeszcze dziwniej poczulam sie, kiedy zaprosozno mnie do komory, w ktorej gazuja czlowieka czyms z gory. Podobno chodzi o zarazki, wirusy itp. ale spotyka to ludzi podejrzanych o kontakt z podejrzanymi substancjami. Nie wyjasniaja po co to robia ani na czym to polega, kaza tylko wejsc do komory i czujesz gaz z gory. Fun. Kolowalismy dwa razy, bo 9-cioletnia dziewczynka wpadla w histerie i jej krzyki: "I don't wanna die",

terrastock, part 2

Obraz
(Neal, ja i Cristina - fot. Marek Styczynski) i jak tu zapisac te dwa dni? od czego zaczac i na czym skonczyc? przed chwila przyszla Crtistina i stwierdzilysmy: we need some time to process it. No wiec potrzebuje troche czasu, zeby jakos to wszystko uporzadkowac. Trzy dni wypelnione muzyka, ale rownie dobrze moglabym napisac 10 dni albo 20, bo czujemy (oboje z Markiem), ze tak wlasnie wygladal uplyw czasu tutaj. Zbyt wiele sie dzialo, zeby to ujac w jakas rozsadna narracje. Podziele to najprosciej jak sie da: highlights (kolejnosc bez znaczenia): Bardo Pond, Charalambides, Windy& Carl, niektore fragmenty Ghosta, Kemialliset Ystavat, jedna z piosenek Kitchen Cynics (czyli naszego sasiada), organizacja. odkrycie wszechczasow: Spires That In the Sunset Rise (riot grrls psychedelic abstract bastardized punk world) - cztery dziewczyny, ktore swietnie sie bawia, a Meredith Monk pewnie by sie cieszyla slyszac, jak uzywaja glosow. ale to cala reszta czyni Terrastock. czyli dziesiatki inter

terrastock

Obraz
(Isobel z Bardo Pond - fot. Marek Styczynski) No wiec zaczelo sie! Wczoraj! Po znakomitej kolacji, ktorej towarzyszyly bardzo interesujace rozmowy z naszymi gospodarzami, wyruszylismy do AS220. Zdazylismy akurat na Urdoga, ktorego perkusistka, jak sie okazalo, studiowala w Polsce 'film-making'. Bardzo transowa miejscami rockowa jazda, ale z bardzo przyjemnymi psychedelicznymi wycieczkami. Odpuscilismy sobie Major Stars, poczatek nie byl zbyt fascynujacy: rzezenie pieciu gitar + perkusja, a muzyki jak na lekarstwo. Zadziwiajace, ze tyle osob na scenie potrafi wyprodukowac tylko tyle. Jesli chodzi zreszta o psychedeliczny noise, to Bardo Pond pozostaja mistrzami. POgadalismy chwilke z Michaelem, Isobel i Johnem - to zadziwiajace, ze po tylu latach pamietaja jeszcze tamta zwariowana noc w Lemur House i koncert w Khyber. Zreszta, moze nie ma sie co dziwic, my przeciez tez mamy to niezwykle spotkanie w pamieci. Sa takie momenty, kiedy ma sie wrazenie wrecz namacalnego dotkniecia nie

i juz providence!

Obraz
w dalszym ciagu wolnosc od diakrytyki... (wymuszona przez Maca tym razem, pewnie moglabym zmienic ustawienia, ale szkoda czasu). 5 i pol godziny Grehoundem z NYC do Providence to jednak nie calkiem rozkosz, zwlaszcza zwazywszy na nerwowa jazde taksowka po Manhattanie, zeby zdazyc na autobus o 10.15. Porth Authority (czyli glowny tutejszy dworzec pks:-)) miesci sie na rogu 42. ulicy i 8 alei, a wiec w samym srodku Manhattanu. Chyba zaczynam rozumiec, na czym polega nowojorski stres i dlaczego tutejszych oskarza sie o nieuprzejmosc. Zasady sa jasne: nie ma miejsca na budyn , bo odrobina nieuwagi naprawde moze diametralnie zmienic twoje zycie... Ale gdybym miala kiedys wolne 3 miesiace i wolne jakies 2 tysiace dolarow, to ruszam w objazd Ameryki Greyhoundem. To niepowtarzalne doswiadczenie, ktore chyba najlepiej pozwala poznac ten kraj, ktory z okna Greyhounda jest ogromny, bardzo roznorodny i nieprzystajacy do zadnych stereotypow (ani tych any- ani tych filoamerykasnkich). No wiec jeste
Obraz
Wbrew pozorom to nie jest scena z Canal Street i ulicznych straganow, ale z naszego nagrania w WFMU (fot. Scott Williams). Nie mam tutaj polskich znakow, rezygnuje wiec z diakrytyki na jakis czas. Przeprawilismy sie subwayem oraz WTC Path do Jersey City i usiedlismy w sloncu na nabrzezu, ktore tak dobrze pamietamy. Piec lat temu bylo stad widac iweze World Trade Center... Teraz mijalismy Ground Zero miedzy Chambers Street a WTC Path i nie da sie ukryc, zimny dreszcz przebiega po plecach. Zwlaszcza, kiedy czytamy: to jest pozostalosc po WTC a nad glowa widzimy postrzepiony siding... W ciagu tych pieciu lat skonczyla sie pewna epoka, rozmawialismy o tym z Chrisem i Richem po nagraniu, o tym, co w tym czasie stalo sie ze swiatem, radiem i z nami. Wszystko sie zmienilo, ale WFMU w dalszym ciagu jest ostoja audiowedrowcow i wolnych duchow. Jutro ruszamy Grehoundem do Providence i tak rozpocznie sie rozdzial zatytulowany Terrastock. O jet lagu, spacerze po brooklynskim moscie, betonowo-alum

końcowe odliczanie

Obraz
Tak było w 2001 roku... Your Voice From The Moon Kawabaty Makoto jest świetnym podkładem muzycznym do naszych ostatnich przygotowań: drukuję teksty, zapisujemy swoje 'partytury' w kilku wersjach (z on-line włącznie), uzupełniam Plaxo, pakuje podkoszulki i dżinsy, które już chyba zostaną w swojej ojczyźnie. Szkoda, że programowo nie zabieramy ze sobą żadnej muzyki (ani na MP3 ani na dyskach ani w ogóle na niczym, żeby nie obciążać umysłu i nie separować się od tego, co się zdarza podczas podróży), Makoto byłby FANTASTYCZNĄ propozycją na długie godziny w samolocie. Umilę je sobie (o ile w ogóle da się czymś umilić 9 i pół godziny w samolocie) za to "Scenes from American Deserta", które przypomniały mi o mojej fascynacji Południowym Zachodem. Jaka szkoda, że tym razem nie dotrzemy na pustynię...

odliczanie

Jeszcze tylko mniej niż 72 godziny do wylotu... Amok podróżny trwa już od kilku dni i zdaje się powoli wchodzić w fazę apogeum. Dzisiaj ścigaliśmy faceta, która robi mi przegląd gitary, bo beztrosko chciał umówić się na po świętach. Marek wędrował w strugach deszczu z naprawioną gitarą (wymienione gniazdo) w nowym pokrowcu (może wytrzyma LOT), ja siedziałam przy komputerze, kot obrażony. Obrażony to dopiero będzie od poniedziałku. Świąteczna krzątanina z tej perspektywy jawi się jak dziwaczny rytuał z obcej planety, a my czujemy się trochę kosmicznie z paczką szpinaku i pięcioma jajkami w lodówce.

muzyka-polityka

słuchając Anima Sound System z sieci myślę sobie, że połączenie muzyki tanecznej z politycznym przekazem stanowi szczególną mieszankę wybuchową - zmysłowa przyjemność, jaką daje muzyka taneczna o bardzo "groovy" potencjale, koduje się z wezwaniem do walki o swoje prawa. TO może / musi wzniecić rewolucję! to chyba dlatego popmachina tak mocno pracuje, żeby ten potencjał przyswoić (ale on się sam o to prosi) albo znieczulić (kultura dragów, zwłaszcza trawy i haszu, jaka towarzyszy części tej muzyki). No ale po rave nic już nie jest takie samo... Więc Shake Your Ass przyjacielu.

miejski fetyszyzm

W weekend oddawalam sie fetyszystycznym przyjemnosciom zakupowym. To znaczy w tym wszystkim nie chodzi o samo kupowanie, ale o zanurzenie się w świecie fantazji, designu, wyglądu, pozoru, gry... Jak pisze Walter Benjamin w Pasażach : Moda, jak rajfurka, żywe ciało kojarzy ze światem nieorganicznym, do żyjącego stosuje prawa truposza. Fetyszyzm, leżący u podstaw tego, co nieorganiczne, jest jej nerwem witalnym. Nie ma jednak ta zabawa wiele wspólnego z kultem towaru - już raczej chodzi o wcielanie się we wciąż inne role, zabawę maskami i rolami w ciasnej przestrzeni przymierzalni i w wielkiej przestrzeni wyobraźni. I zmysłową przyjemność włączania się w ruch wielu takich historii rozgrywających się w tym samym sklepie, wibrującym w rytm muzyki i owładniętym ruchem. To przyjemność, w której najbardziej lubię zanurzać się sama, bez żadnego towarzystwa.

berlin

Obraz
berlin , originally uploaded by nytuan . Berlin – miejsca 5.04.2006 Ostbanhof, najciemniejsza strona Berlina, DeDeeR w postaci fluidu emanującego z betonowych bloków, które pozostały szare mimo, że w ramach gigantycznych ruchów finansowych postarano się trochę umilić te osiedla. Otóż prawda jest taka, że nie da się ich umilić. Pozostają stalowoszare jak oczy Ericha Honeckera, niezależnie od aktualnego koloru fasad. Chociaż może jest to kwestia jakiegoś szaleństwa kwadratów i bloczków, absolutnie żaden element nie wyłamuje się z tej estetyki, drzewa rosnące wzdłuż alei wydają się zanikać, jakby ostentacyjnie przestawały istnieć w zderzeniu z tym geometrycznym rozpasaniem. Kolejki do kas, na szczęście Jutte dzowni z propozycją przełożenia spotkania na 19.00, bardzo nam to odpowiada. Jest więc czas, żeby pojechać na Alexanderplatz i wejść w kontakt z moim absolutnie kultowym obiektem, czyli wieżą. Od pierwszej wizyty w Berlinie, gdzieś z 10 lat temu, uosabia dla mnie ambiwalen

kreuzberg

Obraz
kreuzberg , originally uploaded by nytuan . Berlin - zdarzenia 4.04.2006 Ostatnie dni, jak zwykle w Berlinie, minęły w zawrotnym tempie. Przez trzy dni właściwie nie opuszczaliśmy KMA Antenne przy Friedrichstrasse 2, wychodziliśmy od Ewy przed 10.00 i wracaliśmy do zacisznego azylu zazwyczaj ok. 23.00. Całe dnie mieliśmy wypełnione pracą z młodymi ludźmi nad powstającym zupełnie od zera utworem muzycznym. Już pierwszego wieczoru okazało się, jak małym kosmosem jest Europa Środkowa: na party podszedł do nas Luka ze Słowenii, z którym spotkaliśmy się na festiwalu Sajeta ubiegłego lata a chwila rozmowy z Raminte z Litwy wystarczyła, żeby okazało się, że mamy wspólnego znajomego, Ramunasa Jarasa . Ustąpiło więc poczucie chwilowego zagubienia związanego z faktem, że jadąc tutaj, nie bardzo wiedzieliśmy, jaka jest nasza rola w projekcie Junge Botschaften für Mitel- und Osteuropa (Musik Erweiterung: Europa jams! – einem Film-Happening – vom 29.3. bis 2.4 in Berlin), w skrócie JuBoMio. Ju

Berlin 2004

Obraz
Berlin 2004 , originally uploaded by nytuan . za to kochamy Berlin... ekstaza ruchu. To zdjęcie pochodzi sprzed dwóch lat. Więcej o najświeższej wyprawie do Berlina juz wkrótce.