Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2007

klimaty

Obraz
Wcześniej byliśmy u przyjaciół ze Starej Lubowni i Koszyc, ale ostatni weekend zastał nas na prowadzeniu warsztatów teatralno-muzycznych w Raciborzu. Pojechaliśmy tam pociągiem, przez Kędzierzyn-Koźle. W kędzierzynie zaś znajduje się obiekt godny wciągnięcia na listę UNESCO - jedyny TAKI bar dworcowy Wszystkich RP! Zdjęcie z aparatu w komórce oczywiście nie oddaje pełni klimatu, to trzeba zobaczyć / tego trzeba doświadczyć samemu. Przy stoliku za moimi plecami starsza romska kobieta wróżyła z kart jakiemuś zabłąkanemu podróżnemu, który spożywał 'ogórkową i kawusię'. Wpadliśmy w nastrój postmodernistyczny, z którego nie mieliśmy wyjść również w Raciborzu. W knajpie Bakszysz na Rynku (kiedy błąkaliśmy się między 10.00, kiedy trzeba było opuścić hotel a 15.00, kiedy zaczynaliśmy zajęcia) z wielkiego ekranu LCD przemówił do nas Benedykt XVI (zwany przez niektórych B16 lub Benkiem ewentualnie) do wtóru włoskich canzone sączących się z głośników w drugiem kącie sali, której wystrój

nowojorska nostalgia

...ciąg dalszy. łagodniej niz wczoraj, ale nieodwołalnie. Spotykam np. na taki zwykły opis na którejś z list dyskusyjnych: *Directions* Brooklyn-bound F / G trains to Carroll St. 2.5 blocks from stop (between Bond & Nevins) 15 minutes from 2nd Ave. F stop 10 minutes from Metropolitan Ave. G stop Brooklyn-bound R train to Union St. Walk 3 blocks west; left onto Nevins; right onto Carroll http://www.issueprojectroom.org/ I już zjawia się we mnie zapach metra, gęstość wieczornego powietrza po wyjściu na powierzchnię, dobrze znane oznakowania z F, G i R... ech, to gorzej niż zakochanie się w kimś dalekim i nieosiągalnym. To totalna szajba. W innych miastach miło byłoby być. Nowy Jork płynie w moich żyłach.

pracowite przedpołudnie

siedzę nad tekstem, który sprawia mi pewne problemy, trochę męczę się sobą. jako autorką, osobą, która zawsze zmusza się do wyprasowania paru bluzek dopóki nie urosną w całą stertę, kimś, kto... w ogóle jako kimś. czasem napada mnie pomysł, żeby nie musieć być kimś określonym. słucham sobie pre-terrascopowej audycji sprzed roku i wraca do mnie poranek w Providence, Rhode Island. Spacer do miasta, z lekkim bólem głowy i poczuciem jakiegoś lekkiego wyssania pod ogromnym białym niebem, pokrywającym się coraz szczelniej chmurami, ale podświetlonym gdzieś nie wiadomo skąd. SMAK tego spaceru, wdychanego powietrza, tego co nigdy się nie wydarzy, a być może mogłoby. Tego nie umiem w żaden sposób odtworzyć, ani nie umiem do tego wrócić, ani nawet w pełni zapragnąć. Jakby zapadło się w sen, który ledwo powraca do mnie w przebłyskach i nie wiem nawet, czy dotyczy mnie, czy kogoś innego. czy w ogóle kogoś. tęsknota za taką ameryką jest nie do uleczenia i nie do zapomnienia. kraj, w którym fabuły

no dobra

Upgrejdowałam do nie-bety. Tzn. kiedyś to była beta version, a teraz jest już chyba normalna. Upłynął miesiąc. Bardzo trudny miesiąc, nie tylko z powodu przeprowadzki. Bywają też zmiany nieodwracalne. Qrcze powinnam już kończyć naszą nową stronę, ale ciągnie się ta robota i ciągnie. MUSZĘ. Już niebawem. Już za chwileczkę. Będzie.