Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2009

no proszę!

Caałe 7 dni! Nic dziwnego - egzaminy, kolokwia, prace itp., w zasadzie w kółko. Sesja jest jeszcze bardziej uciążliwa po mojej stronie katedry, już na to narzekałam i nie będę więcej. A jednak... hurrrrrra! nareszcie wakacje! (prawie, bo w poniedziałek Amsterdam i konferencja "Ends of TV") Najchętniej siedziałabym na balkonie i oglądała ulubione seriale: o chmurach (ostatnie dni to burze przychodzące ze wschodu, co jest całkowitą anomalią), o srokach (jak młoda sroka goni swoich rodzicieli z rozdziawionym dziobem i krzycząc wniebogłosy), o pleszkach (jak biją się ohydnie wrzeszcząc pod samochodami na parkingu poniżej), o szerszeniu (najwyraźniej, bestia, szuka miejsca na gniazdo w najbliższej okolicy) i o roślinach (róża z Tesco już powoli odchorowuje spektakularne "kwitnienie" wymuszane końskimi dawkami azotu, jakimi traktuje się rośliny w szklarniach i sklepach, żeby "ładnie" wyglądały - wprawne oko dostrzeże w tym wyłącznie przedśmiertne rumieńce, wiado

black out

Sądząc z kalendarza, znowu tygodniowa przerwa. W dodatku trudno coś konkretnego na temat tego tygodnia powiedzieć: kiedy studiowałam, to wydawało mi się, że sesja jest ciężka dla studentów, teraz widzę, że równie upiorna jest po drugiej stronie katedry. Whatever. Czasem mam wrażenie, że wszyscy upchnięci jesteśmy w jakiejś szczelnie zakorkowanej butelce i szukamy dróg wyjścia, ale jest tylko jedna, i jedyne co można, to kręcić się w kółko udając, że to zabawne i ciekawe. Wiem też na szczęście, że ten stan ma dużo wspólnego z migreną, a mało z rzeczywistością. Pierwsza prawdziwa migrena w moim życiu (no, może druga). Jest co świętować. Teraz druga połowa głowy oraz inne zaburzenia wzroku. Co ciekawe, po całkiem udanym koncercie, który miał właściwie być czymś innym. Ale też nic dziwnego, po koncercie właściwie mnie nie ma, albo to nie ja jestem. Kultura klubowa wciąż nie dla mnie, ale ciepły, duszny wieczór przy stoliku usytuowanym w oknie Eszewerii, prawie na ulicy Józefa, ciągle ruchl

zbiorczo

Prawie tygodniowa przerwa i mnóstwo refleksji, spostrzeżeń, wrażeń i emocji, którym pozwalam rozpuścić się w przestrzeni. Jak znakomita (zaległość!) wystawa fotografii Weegee'ego w Muzeum Narodowym w Krakowie (coraz częściej wolę chodzić tam niż do Bunkra Sztuki; nie inaczej i tym razem - wystawa fotografii Witkacego w tejże instytucji okazała się porażką, bo przecież dzisiaj ekspozycja w galerii nie powinna polegać tylko na powieszeniu fotografii, co świetnie pokazuje także "Bauhaus XX- XXI. Dziedzictwo wciaż żywe" w Międzynarodowym Centrum Kultury, gdzie wystawa oznacza pewną zaaranżowaną opowieść). Jak "Obywatel Havel" w ramach przeglądu wyszehradzkiego - można Czechom tylko pozazdrościć i Havla, i reżyserów tego świetnego dokumentu: Jenka i Kouteckiego (tylko dlaczego w Polsce przyjęła się fatalna praktyka tłumaczenia wyłącznie z angielskich napisów, z zupełnym ignorowaniem języka oryginału?? Co to, brakuje polskich bohemistów albo czeskich polonistów w Kr

politycznie, again

Żeby nie było niepozorumień i żeby sprostować idiotyczny przekaz "W Krakowie wygrał PiS". Nie wygrał. Wygrał w okręgu 10 (Małopolska i Świętokrszykie). W Krakowie zaś jest tak: "Dla niezorientowanych mieszkańców innych miast niż Gród Kraka przedstawiamy wyniki wyborów dla Miasta Krakowa: pe2009.pkw.gov.pl/PUE/PL/WYN/W/126101.htm I proszę nie mylić ich z wynikami okręgu małopolsko-świętokrzyskiego (tak jak robią to wszystkie stacje radiowe i TV)" Co za ulga.

i jeszcze jedna przyjemność

nagrody Krakowskiego Festiwalu Filmowego .

małe przyjemności dnia codziennego

Dzisiaj: koncert The Ex + Getatchew Mekuria (pamiętne "Ethiopiques"...) na kanale Mezzo oraz "złoty" happening Pawła Althamera w Brukseli. W artystach nadzieja. W odróżnieniu od nadętych oficjałek (zwłaszcza tej gdańskiej: szemrane towarzystwo z brudnymi intencjami), tutaj humor i wzruszenie (faktycznie, gdyby ktoś 20 lat temu pokazał to, co dzisiaj obejrzeliśmy na ekranach telewizorów, zostałby uznany za szalńca lub kosmitę). Świętowaliśmy więc w Krakowie i bez zadęcia, pamiętając także o Tiannanmen.