Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2009

...

Kiepski dzień. Nawet nie, że zły, po prostu nie istniejący, wymazany z kalendarza szarą gumką., nijak-się-nie-zaczynający-ani-nijak-kończący. Najgorsze w takich dniach jest to, że nie można tego nie widzieć i jednocześnie nie można na to przystać - trzeba wypełniać kolejne punkty programu, jeść, ubierać się, pakować i rozpakowywać. Załatwiam obiad chińską zupką nie zastanawiając się nad tym, co zawiera tych kilka małych torebek, które po kolei rozcinam nożyczkami i wrzucam do wrzącej wody. A może hodować psy zaprzęgowe na Alasce . Każda szara mgła jest lepsza niż tutejsza. P.S. Zupkę chińską przeżyłam. Nadal się nie zastanawiam nad zawartością. Czekam aż podniesie się mgła. Cieszy mnie przeszklony hall na Łojasiewicza 4.

satoko fuji

taki koncertowy czas się zrobił. Dzisiaj znowu Manggha, tym razem Satoko Fuji - hasło "jazz fusion" trochę niepokoiło, ale to przecież Satoko Fuji, więc...? Wątpliwości się rozwiały, bo fuzja dotyczyła jazzu i awangardy (preparowanie fortepianu, ironiczna dodekafonia i takie tam, które bardzo lubię). FENOMENALNY perkusista (nadzwyczaj sesksowny - nie mylić z zaledwie "atrakcyjny" - w tym, że wie, jak zdecydowanie postępować z zestawem perkusyjnym). Sama Satoko Fuji z uroczą nieśmiałością na koniec koncertu dopiero opowiedziała kilka dosyć intymnych historii, co uznałam za bardzo autentyczne, bo zawsze wydaje mi się, że "czarowanie" publicznosci na początku kncertu pachnie nieco hucpą i marketingiem (zależy, rzecz jasna, kto, co i po co). Duuużo energii w dialogach zestawu z fortepianem, w ogóle bezbłędna, choć nie epatująca efekciarstwem, sekcja rytmiczna. Zapragnęłam wziąć tę muzykę do domu i oto "Heat Wave" czeka na odpalenie jakiegoś mglistego

jest! jest!

aurora borealis! albo zorza polarna. Marzę o tym, że kiedyś uda mi się zobaczyć ją naprawdę. Na razie znalazłam tylko w sieci , kolejne miejsce, gdzie ludzie dzielą się zdjęciami (czy to przypadek, że tak wiele zdjęć jest z Kanady, zwłaszcza z Nunvik i Nunavut?). One day... Nów (jutro). Narastająca entropia, nieuchronna klaustrofobia w powodzi wszystkiego, co się POWINNO. Zorza znaleziona w samą porę.

jeden po drugim

Obraz
dzień, jeden po drugim, bardzo szybko. We czwartek wieczorem Warszawska Grupa Gamelanowa w Mandze (ze wsparciem indonezyjskich muzyków), w piątek miły wieczór towarzyski + Trilok Gurtu i Arke String Quartet (Manggha), a w sobotę... o 12.00 w południe już człapaliśmy (słowackie słowo na tę czynność jest równie urocze: šlapat') na naszych skitourach sobie tylko znanymi ścieżkami z Doliny Roztoki na Przehybę. Ponieważ większą część trasy przecieraliśmy szlak, to miałam sporo czasu na rozmaite przemyślenia, na które normalnie brakuje czasu, bo trzeba przemyśleć coś konkretnego na określoną datę. Tutaj co prawda ścigały mnie telefony, system ERK, rejestracje kandydatów itp., ale kiedy idzie się pod górę na skitourach (każda narta waży nieco ponad 1kg, nie licząc butów, które są przecież prawie takie, jak zjazdowe), to wszystko wydaje się dość odległe, a ludzie zazwyczaj radzą sobie sami z palącymi i wymagającymi natychmiastowej reakcji problemami. Miałam więc czas pomyśleć o dźwiękach

23.32

Właściwie to powinno być wczoraj, ale o 23.32 nie chciało mi się ruszyć tyłka z kanapy i niczego zapisywać. Bo o 23.32 myślałam sobie ciągle o chmurze dźwięków wyczarowanych przez Warszawską Grupę Gamelanową. Kiedy spojrzałam ponownie na wyświetlacz dekodera UPC, była 00.02. Cu u licha? Mam jakieś niesłychane szczęście do dziwnych godzin. O gamelanie może będzie później, bo teraz jest dzisiaj i znowu tkwię w znajomych koleinach (a raczej staram się poruszać w nich z szybkoscią ponaddźwiękową, wszystko to w mieście nawiedzonym przez nato i antynato, i what not).

jak już to już, cz. II

Narty w niedzielę były absolutnie BOSKIE! Może dlatego, że aura była skrajnie niesprzyjająca (fantastyczna śnieżyca, chyba jeszcze nie jeździłam nigdy w takich warunkach - że nie było nic widać, ale nie z powodu mgły, tylko z pwodu padającego śniegu, aż dziw, że nie zamknęli jednak wyciągu krzesełkowego) i w górnej części stoku (jak zwykle Zverovka/Spalena ) grasowali tylko nieliczni straceńcy, a na "ściankę" jakoś nie było tłumu chętnych nowicjuszy. Mogły też odstraszać niezłe muldy, choć tylko pozornie trudne, bo stosunkowo "miękkie". I tak trzeba było jednak przyjąć odmienną filozofię jazdy tzn. znaleźć balans między tym, co dyktuje teren, a tym, co człowiekowi wydaje się, że można. Często takie mikronegocjacje muszą zachodzicw ułamku sekundy, kiedy wykonuje się skręt jednocześnie czując, jak wyrzuca nas w powietrze, nie ma czasu na filozofie - jest inny rodzaj myślenia, odczuwanie przestrzeni ciałem, nie wzrokiem. To najbardziej fascynuje mnie w narciarstwie -

jak już to już

I w końcu udało mi się przywołać zimę, tym razem na poważnie. Super. Dodatkowy pozytyw: studenci dwa piętra niżej (i trzy piętra niżej, i na przeciwko) rzadziej i na krócej odpalają gromadnie papierosy na balkon drąc japy o każdej porze. Nie dosyć, że osobnicy śmierdzą (to w sumie ich prywatna broszka), to jeszcze głusi są najwyraźniej, a to już uciążliwe jest dla otoczenia. Chyba nawet już kiedyś zrzędziłam na ten temat, możliwe, że przy okazji dorocznych jesiennych lamentów na łamach Wyborczej o biednych-krakowskich-żakach-którym-nikt -nie-chce-tanio-wynająć. 22.02. Sympatyczny czas. Nie-zero-jedynkowy. Pora spać, jeśli mam jutro stać na przystanku o 6.03 z nartami. Rozkoszuję się jednak dłuższą chwilą z lampką chilijskiego Cabernet Sauvignion patrząc z wysokości piątego piętra na wszystko pokryte białym śniegiem, przez chwilę czyste, ciche. Senność, gęsta jak śnieg i krążąca, jak śnieg - to dla mnie jedna z najbardziej sugestywnych fraz polskiej poezji (oczywiście, że nieodmiennie &

nowy dzień

Obraz
Dzisiaj jest nowy dzień, pod wieloma względami. Na przykład z tego powodu, że świeci słońce. I to jak! Prawie jak w lecie, musiałam zasłonić storyczki roletą, bo nie lubią takiego bezpośredniego światła. I kot też nie mógł w to uwierzyć, a teraz zajał zwykłą swoją pozycję na oparciu sofy za biurkiem i mruczy z ukontentowania. Nowy dzień również dlatego, że "things change" i na szczęście wczorajszy wpis nieco się zdezktualizował - o dziwo, politycy i media zachowują się w sprawie tragedii w Pakistanie całkiem odpowiedzialnie (albo ja oglądałam mniej telewizji i czytałam mniej newsów). To bardzo cieszy, jeśli w takich sytuacjach czlowiek się myli. Co nie zmienia faktu, że fanką koturnowego hurra-patriotyzmu raczej nie zostanę. A w Pekinie pożar mocno nadwerężył słynną siedzibę chińskiej telewizji zaprojektowaną przez Rema Koolhasa. To chyba rzeczywiście niezbyt dobry omen jak na początek Nowego Roku (chińskiego).

kryzysowa... ścieżka dźwiękowa

Niezawodne BBC donosi o kompozycji , która obrazuje (dosłownie) kryzys finansowy (tak się zabawnie składa, że przy użyciu nowego softwaru Microsoftu, który miał konkurować z macowskim GarageBand). Nie sposób jednak wymknąć się mediasferze i chcąc, nie chcąc, wyłapuję z nasyconego falami elektromagnetycznymi powietrza newsy, komentarz i analizy. Polska jest biednym krajem. Media publiczne są tak słabe i kiepskie, że nie istnieją, a TVN24 osiąga powoli kompletne dno, jeśli chodzi o jakość informacji. Większość dziennikarzy zdaje się cieszyć niesłychanie, że może podkręcić atmosferę paniki i pesymizmu. Nie jest to jednak z mojej strony słowotok w stylu "świat-zmierza-ku-zagładzie". Czasem człowiek jednak wyjątkowo jest zawstydzony, zniechęcony i zniesmaczony porównaniem rodzimego chłamu dziennikarskiego ze standardami CNN (i piszę to wiedząc, jaką prasę ma ta stacja i jak daleko jej do rzetelenego dziennikarstwa!). Kiedy w październiku śledziłam w Montrealu coś w rodzaju bezpoś

halny

Obraz
Żeby uciec od wszechobecnego kryzysu atakującego z telewizji, radia, gazet i powietrza, wybraliśmy tym razem Pieniny (jazda na mokrym "technicznym" śniegu nie należy do przyjemności). Wpływ halnego można było odczuć już w autobusie Kraków-Szczawnica (i to w obie strony), gdzie jakiś wiejski aktyw partyjny PiS najwyraźniej prowadził agitację kierowców autobusów (podatnych zresztą na każde hasło w stylu "wyprzedali-panie-Polskę-i-chcą-wyniszczyć-Polaków"). Jak wiadomo (dowiodły tego badania kliniczne), na Podhalu halny znacznie podnosi ryzyko wystąpienia zaburzeń psychicznych u podatnych jednostek (czyli u połowy populacji co najmniej). Kiedy więc już się wydawało, że nie umkniemy zgniłemu powiewowi, autobus na szczęscie dotarł po ponad 150 minutach do Krościenka, gdzie wreszcie mogliśmy wysiąść na dobrze znanym, sennym ryneczku i podążyć równie znaną drogą w górę, wysoko ponad smog z zasiarczonego węgla oraz psychopatologię małych miasteczek. To kolejny powód, żeby

ech

Kilka ładnych dni upłynęło na bieganinie, kolokwiach, poprawach tychże, poprawach popraw itp. Wreszcie ludność zaliczyła, co miała zaliczyć (w większości) i mam małą chwilkę upragnionego świętego spokoju (czyt. gorączkowego nadrabiania zaleglości w innych dziedzinach życia). Co od razu przekłada się na rozkoszne bujanie się po własnym mieszkaniu, podziwianie storczyków (jeden ma już pięć kwiatów!), słuchanie muzyki i marzenia o nartach. Właśnie zastanawiałam się nad tym, czy moje obserwacje ze stoków nie są jednak stronnicze i uprzedzone ;-), kiedy w ciągu jednego-dwóch dni pojawił się cały wysyp tragicznych zdarzeń: włącznie z przypadkiem skiaplinisty, który zginął pod lawiną w Rohacskiej Dolinie. I pomyśleć, że w niedzielę podziwialiśmy zamglone szczyty wokoł Rohacskich Ples, marznąc na krzesełkach wlokących się pod górę na niezłīm chyba mrozie. I znowu, kiedy stanęłam przypadkowo obok jakiegoś kolesia poprawiającego buty, poczułam charakterystyczną woń - bynajmniej nie było to zal