Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2012

w ogródku krokodyla i inne opowieści

Obraz
Stany skrajnego wyczerpania poznaję po tym, że cieszę się na podroż pociągiem. Bo zapadnę się w twardą (zazwyczaj) ławkę, jakby to był fotel lotniczy i z upodobaniem pogrążę w będącej wynikiem pewnego oszołomienia obserwacji życia za oknem, ludzi w przedziale (to wariant mniej korzystny) i na korytarzu (lepiej). Będzie mi wszystko jedno, czy pociąg pojedzie szybko czy wolno, ile razy po drodze zmieni się drużyna kolejarska i jak często skasują mi bilet (na trasie do Poznania zazwyczaj 4-5 razy). Podróże na koncerty mają jeszcze odmienną specyfikę. Mało snu, dużo akcji. Dużo pakowania i rozpakowywania. Dużo rozmów. Dużo nieprzewidzianych zdarzeń natury ludzko-technicznej. Dużo przygód. Pizza z pudełka i piwo w ostanich godzinach baru (bywa). Niektóre hotele łudzą obietnicą, że bar do 1.00, ale to czcze gadanie. Ale właściwie to jest świąteczny czas - z różnych powodów. Bo spotkało się ludzi niewidzianych od lat ...nastu: wpadają znienacka i jest jakbyśmy się rozstali wczoraj, tylko d

na gigancie

Obraz
Gigant wygląda tak: w piątek wieczorem idzie się do pracy na ładnych 7 godzin (zaczynając pobudką o 6.00 rano, żeby nie stać śpiąc przed grupą miłych młodych ludzi od 8.45), po powrocie siada przed kompem i jak zwykle od tygodni frenetycznie próbuje nadgonić pisanie, o 17.00 wychodzi się z domu, żeby w drodze na imprezkę u znajomych zdążyć jeszcze kupić bilety  Kraków-W-wa-Kraków, dociera się na imprezkę w samą porę około 20.00, wraca się do domu (na szczęście) przed 1.00 (bo się człowiek starzeje), wstaje się o 4.30 i wybiega do iCara, żeby zdążyć na 5.26, w pociągu można umrzeć z gorąca (pociąg nazywa się "Smok Wawelski") nie ma wagonu barowego ani nawet automatu z napojami; nie sposób czytać, bo podróżuje się z grupą kobiet zaangażowanych w jakiś system sprzedaży bezpośredniej a la Oriflame tylko pod inną nazwą i ich rozmowy są jak z kosmosu, więc nie można nie podsłuchiwać; po drodze człowiek stara się nie patrzeć przez okno, żeby nie zobaczyć resztek rozwalonego tyd

w domu

Obraz
Końcowka pisania - szczególnie w mało sprzyjających okolicznościach (rozumiem przez to setkę pilnych spraw na przedwczoraj, których nie mogę odsunąć na bok, bo zależy od tego większa całość) - może być torturą. Kończąc więc ostatni rozdział ksiązki uznałam, że nic nie polepszy się od tego, że będę drenować całkowicie wyczerpane już zasoby intelektualne i energetyczne. Krótko mówiąc, kiedy padla propozycja: a może wreszcie skitouring? pomyślałam, what the heck, i wsiedliśmy w sobotni ranek do samochodu, żeby udać się w poszukiwaniu śniegu i pustki. W takim przypadku jest oczywiste, że polska, północna strona Karpat odpada (pustka! kto widział pustkę w krainie paskudnych willi z okaleczonymi drzewami?) - to sprawia tylko, że szukanie śniegu jest jeszcze trudniejsze. Nie jest jednak - zwłaszcza przy wieloletniej praktyce - niemożliwe. I tak oto wylądowaliśmy w trzyosobowym składzie u podnóża Wysokiej Skałki, po słowakciej stronie. Tyle razy mijaliśmy to siodło, jadąc na r