Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2009

tundra experience!

Po mniej wiecej 10 dniach pod namiotem w tundrze (takiej bardziej gorskiej) i kompletnie poza zasiegiem cywilizacji technicznej (nie liczac stanowiska komputerowego z Internetem w Kebnekaise Fjallstation) wracam absolutnie szczesliwa. To bylo niesamowite doswiadczenie, okazuje sie, ze przez cale zycie tesknilam za daleka Polnoca, tylko o tym nie wiedzialam (no moze ostatnio troche bardziej to przeczuwalam). A teraz sauna w hotelu Scandic w Kirunie (choc najfajniejsze byly sauny po 7 godzinach marszu z dosc ciezkim plecakiem, w schroniskach pozbawionych biezacej wody, ale za to z dostepem do zimnego, gorskiego strumienia, jak w Alesjaurestugorna). O tym wszystkim bedzie oddzielnie, jak juz zrzuce tysiac zdjec i bede wreszcie przy moim wlasnym Maczku z odpowiednia klawiatura. Poki co, jeszcze losie i renifery zagladaja do okien (prawie) i czuje zapach tundry, od ktorego chyba sie uzaleznilam. Wracam tutaj w zimie na narty.

Laponia coraz blizej

Zabawiaja nas spoty reklamowe wyswietlane na monitorach kioskow internetowych na lotnisku Arlanda, z losiami, ponurymi Skandynawami i reniferami w glownych rolach - nawet ogladajac ten sam spot z losiem na stanowisku pracy po raz trzeci smiejemy sie nieprzytomnie. Troche chyba po to, zeby odreagowac mape pogody podejrzana gdzies na monitorze po drodze, pogodynka z szerokim, szwedzkim usmiechem pokazywala daleka Polnoc pokryta chmurami, z ikonka z wieloma kroplami i temperatura 14 stopni C (to w dolinach, bo tysiac metrow wyzej ma byc... 3 stopnie i deszcz ze sniegiem w sobote). Przed chwila widzielismy faceta z nartami, wiec cos w tym jest? Coz, nie ma juz raczej odwrotu, za 45 minut samolot do Kiruny i witaj przygodo. Na poczatek trzeba kupic butle gazowe, ktore okazaly sie byc jednym z tych artykulow, ktorych nie mozna przewozic na pokladzie samolotu (skadinad logiczne!) i naprawde nie wiem, jak to sie stalo, ze puscili je w bagazu przez kontrole (?) w Balicach.

Ryggerfjord

Zalogowani w hostelu na lodzi, darmowy Internet, ale zwariowana klawiatura i jestem zbyt zmeczona, zeby poszukac polskiej klawiatury. Jest 21.30, zupelnie jasno i nie moge sie przyzwyczaic. Lowie dzwieki, zwykle w podrozy wyostrza mi sie sluch i wech. Odnalezlismy ulubiona vegetarisk restaurang przy Stora Nygatan na Gamla Stan, czyli tutejszej starowce i teraz objedzona nieprzytomnie, pije miejscowe piwo z widokiem na zatoke.

już jutro!

View Rygerfjord Hotel & Hostel in a larger map Mam nadzieję, że jutrzejszy wieczor spędzimy już w naszym hostelu na łodzi w Sztokholmie, a później... dzikie ostępy. Oczywiście pomyliłam się o jeden dzień i dopóki nie wydrukowałam biletow lotniczych, byłam swięcie przekonana, że startujemy 14.07. Po drodze spotkamy się z Matsem i Anną oraz Katją i Miriam, jak zwykle w Szwecji, kiedy przejeżdżamy przez Sztokhom i spędzamy tam więcej niż kilka godzin - ech, to w końcu im zawdzięczamy szwedzkiego bakcyla, bo pomysł na wędrówkę na Północy powzięliśmy gdzieś między wybrzeżem Bałtyku w okolicach Trosy a spokojnym jezioremw Ornskoldsvik (znacznie bardziej na północ). Pomysł dojrzał ostatecznie podczas bojowej i pamiętnej wyprawy z Andersem w lutym 2008 do Jokkmokk i teraz na sofie piętrzy się stos, który jutro trzeba będzie zmiescić w dwóch plecakach (z namiotem i sprzętem biwakowym włącznie!). Podobno w Abisko Turiststation jest internet, ale niewykluczone, że podążymy od razu do Abisko

jeszcze trochę

Już zaczęłam pakowanie oraz intensywny nasłuch: codziennie śledzę, jak wygląda okolica Abisko Station , sprawdzam prognozy i pogodę, sprawdzam po kolei schroniska na trasie, jednym słowem, nie mogę się doczekać. Już we środę ruszamy via Sztokholm do Kiruny a później w Góry Skandynawskie, na sam ich północny kraniec, za krąg polarny. Tygodniowy trekking odcinkiem Kungsleden (Szlakiem Królewskim) pewnie się przedłuży, bo chcemy zboczyć także do schroniska Unna Allakas i może przejść 2 km dalej, już do Norwegii. Generalnie trasa wygląda tak oto: z Abisko Turisstation do Nikkaluokta , przez Unna Allakas i może Cunojarvi (już po stronie norweskiej), z małym przystankiem wokół najwyższego szczytu Gór Skandynawskich, Kebnekaise (pokrytego lodowcem!), które wysokość, ze względu na topnienie pokrywy lodowej, nieustannie ulega modyfikacji. Jeśli będziemy mieć szczęście, to trafimy do wiosek saamskich w okolicy Singi, Unna Allakas i Nikkaluokta. Ciekawe, co na to renifery.

D90

Obraz
To oczywiście musiało być pierwsze zdjęcie z nowej serii. Nowe otwarcie, bo po pierwsze: Nikon D90 z Nikkorem 18-200 leży na półce (tzn. spoczął przed chwilką, po małej sesji wstępnej, jak zwykle, chmury, kot, widok z balkonu itp.), po drugie: właśnie zakwitła jedna z moich róż, którą pieczołowicie staraliśmy się odratować po sklepowych torturach. Nie wiem, co bardziej mnie ucieszyło. Aparat, to jakby wrócił do domu ktoś bliski i jakby znowu wszystko było na swoim miejscu. Jest coś przyjemnie zmysłowego w fotografowaniu, jakiś rodzaj radości eksploracji, być może również potrzeby zatrzymania, ale w dobie lustrzanek cyfrowych, kiedy równie łatwo można rozstać się z tym, co zatrzymane (albo raczej to, co zatrzymane jest nader iluzoryczne) wszystko to jawi się nieco inaczej. W każdym razie harówa ostatnich mesięcy okazała się wreszcie spełnieniem (bo pracy pozbawionej sensu zupełnie bym się nie podejmowała).

blokowiska, korporacyjne polityki, dzikie życie w mieście

Po Amsterdamie natychmiast nastąpiły dwie podróże w znacznie bliższe rejony: jedna do Nowej Huty (a właściwie do Mogiły), a druga do Jastrzębia Zdroju (nie licząc godzinnego pobytu w Nowym Sączu w piątek rano). Co natchnęło mnie dość przewrotną wizją: blokowiska z lat 70-tych są przyjemniejszym środowiskiem życia niż nowe osiedla z pierwsych lat nowego tysiąclecia. Zarówno przejeżdżając przez Bieżanów do Mogiły (egzotyczny wariant ominięcia centrum miasta oraz Nowohuckiej), jak i spacerując po Jastrzębiu Zdroju, nie mogłam się oprzeć smutnej konstatacji, że zasadzone te blisko 30 lat temu drzewka, krzewy i trawniki zdążyły urosnąć, że ktoś w ogóle zostawił dla nich przestrzeń, że odległość między budynkami planowano dość hojnie (nawet, jeśli wielka pyta nie zachwyca) i że da się tam oddychać. Najnowsze osiedla w większości składają się z parkingów, budynki ścieśnione są maksymalnie (a jak oglądałam kilka mieszkań przed dwoma laty, to zastanawiałam się, kto kupuje 60-cio metrowe "t

wakacje?

I to mają być wakacje? 3 dni w pozbawionych klimatyzacji salach konferencyjnych University of Amsterdam? Najwyraźniej tak, bo wróciłam jakoś wypoczęta - zupełnie niespodziewanie dla mnie samej zresztą. Prosto w lipiec. Nie wiem, czy to dobra chwila na pisanie bloga. Jutro muszę wstać o 4.50 i wyjechać w sprawach, wrócić prawie prosto na zajęcia o 18.20) Po podróży pociągiem z Amsterdamu (EC "Jan Kiepura" bardzo wygodny, choć oczywiscie potwornie drogi) przez Warszawę do Krakowa - IC "Norwid" z pastuchem od kóz przebranym za kierownika pociągu, przepraszam pastuchów, pardon, nie, to była po prostu słoma, którą się wkłada do butów albo onuce Armii Czerwonej w czystej postaci, albo może koleś po prostu był z Włoszczowej: NIGDY tak się jeszcze na nikogo nie wydarłam. Po kolei (nomen omen) jednak. Otóż pociąg z Amsterdamu spóźnił się jakieś 90 minut i uciekł mi IC, na który miałam miejscówkę (mój bilet bowiem składał się z dwoch części: biletu na "Jan Kiepura"