wakacje?

I to mają być wakacje? 3 dni w pozbawionych klimatyzacji salach konferencyjnych University of Amsterdam? Najwyraźniej tak, bo wróciłam jakoś wypoczęta - zupełnie niespodziewanie dla mnie samej zresztą. Prosto w lipiec. Nie wiem, czy to dobra chwila na pisanie bloga. Jutro muszę wstać o 4.50 i wyjechać w sprawach, wrócić prawie prosto na zajęcia o 18.20) Po podróży pociągiem z Amsterdamu (EC "Jan Kiepura" bardzo wygodny, choć oczywiscie potwornie drogi) przez Warszawę do Krakowa - IC "Norwid" z pastuchem od kóz przebranym za kierownika pociągu, przepraszam pastuchów, pardon, nie, to była po prostu słoma, którą się wkłada do butów albo onuce Armii Czerwonej w czystej postaci, albo może koleś po prostu był z Włoszczowej: NIGDY tak się jeszcze na nikogo nie wydarłam. Po kolei (nomen omen) jednak. Otóż pociąg z Amsterdamu spóźnił się jakieś 90 minut i uciekł mi IC, na który miałam miejscówkę (mój bilet bowiem składał się z dwoch części: biletu na "Jan Kiepura" Amsterdam - Warszawa oraz miejscówki na Warszawa - Kraków, na której kasa sprzedająca bilet napisała "ważne z biletem relacji Amsterdam - Warszawa Centralna" i potwierdziła to pieczątką). Kiedy więc uciekło mi połączenie, w naiwności swojej pomyślałam, że skoro a) cała wyprawa kosztowała nieco ponad 300 EUR, b) w Centrum Obsługi Klienta nie zdążyłam załatwić nowej miejscówki c) Intercity zapewnia nas na okrągło o swojej dbałości o podróżnych, to mogę po prostu wsiąść do następnego pociągu do ukochanego grodu ze smokiem wawelskim pod spodem i wytłumaczyć całą sprawę (zwłaszcza, że przytomnie zadbałam o potwierdzenie opóźnienia w pociągu z Amsterdamu, wraz ze stosowną pieczątką kierownika tegoż pojazdu). Rozbestwiona jednak Amsterdamem (i w ogóle zgniłą kulturą Zachodu, w której Ci Straszni Hipokryci Uśmiechają Się Do Człowieka i Są Mili) nie wzięłam pod uwagę miejscowego czynnika ludzkiego w postaci wspomnianych onuc vel słomy. I się zaczęło. Kiedy po 3 nieudanych próbach wyjaśnienia sytuacji Panu Kierownikowi Pociągu (bo nie rozumiał i za każdym razem musiałam zaczynać od nowa), ten w końcu zaczął sugerować, że podrobiłam pieczątkę agencji, w której kupowałam bilet oraz że "musi sporządzić protokół i dostanę wezwanie, jeśli nie zapłacę za bilet do Krakowa" wstąpił we mnie, nie da się ukryć, diabeł (bez wątpienia takowy byt zatem istnieje, co niniejszym poswiadczam i ja, i zapewne Pan Kierownik Pociągu, bo sądzę, że na długo tę falę dźwięku zapamięta). Poczułam tyko czysty przepływ energii w postaci uchodzących ze mnie dźwięków w formie słów niemiłych i ulgę (nawet na scenie nie operuję takimi natężeniami, a wiadomo, że w kwestii "volume" daję radę). Kolejarze zostali z rozdziawionymi paszczami i kiedy później sprawdzali bilety, nawet słówkiem nie pisnęli o żadnych protokołach, a nawet posunęli się do quasi przeprosin w formie "bo kierownik nie wiedział, ale już to sprawdza". Ufff, miałam szczytny cel nie latania samolotami, jeśli nie jest to konieczne (dalej mam taki plan), ale zanim podejmę ryzyko dekompresji via PKP Intercity, to mocno się zastanowię.
I taki był powrót po 3 dniach, i zawsze mnie spotyka to samo, i już nad tym lamentowałam, i znowu łzy mi się cisnęły do oczu (z wściekłości!), że jeszcze tu mieszkam. I dlaczego ja tutaj mieszkam? Nie wiem, będę to powoli zmieniać.
Amsterdamu jednak nie lubię aż TAK. Wszechobecne coffee shopy z zamuloną blantami publiką oraz smart shopy ze stuffem adresowanym do japiszonów jakoś mnie nie kręcą, to wszystko oparte na jakiejś cynicznej kalkulacji, a dzieciaki faktycznie dość zniszczone (podobnie jak niedobitki hippisów dożywające późnej starości na sprzedaży tandety z Azji na Watersplein). Albo może było za gorąco.

Komentarze

  1. Nie pamiętam dokładnie, ale w UE jest taki przepis, że jeśli pociąg spóźni się więcej, niż chyba 30 min., to przewoźnik zwraca za bilet. Polskie koleje opierają się przed wprowadzeniem tego w życie i jeśli dobrze pamiętam ten artykuł prasowy, to odmawiają zwrotu za opóźniony przejazd, który się rozpoczął w Polsce. Ale jeśli pociąg jechał z Amsterdamu, to już chyba nie mogą się wykręcić. Może dowiedz się?... Nie w PKP rzecz jasna, tylko u jakiegoś rzecznika konsumenta. :) - ovoo

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście byłam służbowo, więc nie muszę się upominać o zwrot, ale mam ochotę wystąpić o odszkodowanie. Choć zdecydowanie najlepiej jednak po prostu o wszystkim zapomnieć (do następnej nieprzyjemności:-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Na razie tylko testuję

london calling

104