Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2009

blokowisko i małe sklepiki

Obraz
Jakiś czas temu wyjawiłam swój pogląd na kwestię tzw. małych sklepików vs. hipermarketów, dzisiaj będzie swego rodzaju postscriptum. W dalszym ciągu pozostaję sceptyczna wobec bezkrytycznych pochwał stawiających owe małe sklepiki automatycznie w jednym rzędzie z mitycznymi duchami opiekuńczymi wszelkiej maści. Male sklepiki bywają bowiem różne, są i takie, które upadają zasłużenie. Są jednak i takie, które pokazują, na czym cała ta sztuka, zwana handlem, polega. Nie chodzi bowiem tylko o wymianę towarowo-pieniężną - jak pokazuje to cała kultura Wschodu (która u nas bezpowrotnie zgnięła wraz z tragedią Holocaustu), chodzi przede wszystkim o komunikację. I tak od kilku dni funkcjonuje obok pętli kampus UJ... stragan warzywny, hurra!!! Tzn. hurra jest tylko wtedy, kiedy jest tam Pani. Kiedy jest Pan, to się człowiek dowiaduje: a to, że towaru się nie dotyka, a to, że nie wie, czy papryczki są rzeczywiście ostre, a to ogólne zniechęcenie wyraża się w niezbyt ochoczej komunikacji. Jestem wt

out

Z różnych powodów bylam kompletnie wyautowana z życia przez kilka ładnych dni (well, głównie z powodu pełnienia FUNKCJI - takiej od czarnej roboty, acz bardzo papierkowej). Dzisiaj spostrzegłam, że są w tym pewne dobre strony: a) wiem, o której zamykają wieczorem budynek WZiKS UJ i co by było, gdybym zapomniala Bardzo Ważnej Karty; b) "posiadam wiedzę" (różnorodną); c) przez ponad 7 dni świat zewnętrzny mógłby dla mnie nie istnieć, stałam się niezamierzenie Tymczasową Strefą Autonomiczną w samym środku Systemu (i wiem też, jak to działa); d) mam całkowitą relatywność czasową - upłynęła doba, a mnie się zdawało, że to 3 różne dni; e) uwolniłam się od kompulsywnej i czysto odruchowej potrzeby wiedzy kim/gdzie/czy jestem. Fun.

miałam iść wcześniej spać

... bo jestem maksymalnie wycięta. Wyszłam z domu o 8.45, wróciłam o 17.08, jadłam śniadanie o 7.40 i kolację o 19.00. I jak mi ktoś jeszcze powie, że pracownicy naukowi nic nie robią... Ale jest jak zwykle: 00:07 i nie wiem, co tu jeszcze robię przed ekranem mojego kochanego Maczka. Wszystkiemu winien Telemann i jego Tafelmusik, za dobrze się słucha w mojej wieży z widokiem na (prawie) wszystko dookoła.

dokładnie 0:00

w moim poprzednim poście (choć w podpisie figuruje 12.AM). Kolejny raz udało mi się złapać czas na gorącym uczynku.

jest!

dość lenistwa

Obraz
Dosyć tego lenistwa. W zapisywaniu, rzecz jasna, w zapisywaniu. W realu krążyłam bowiem między KRK (jesienne mgły już są! już nas zachwycają swoją czystą formą! już jesiennie boli głowa i powieki opadają, kiedy siedzi się w autobusie miejskim ok. 17.00!) Wiedniem (przytulne miszkanko Erica i Vanessy prawie w samym centrum), Linzem (to opiszę oddzielnie i gdzie indziej, Marek i tak wyjawił część moich telefonicznych relacji na gorąco z Ars Electronica) i Tatrami. I uwaga, uwaga - pierwszy raz w życiu widziałam kozice, hurrrra!!! Najbardziej podoba mi się ta wersja z leniwymi kozicami, które nawet się nie ruszyły - a przecież na pewno było nas słychać i czuć (tak, jak było słychać zgubionego koziołka, którego rodzicielka wcale nie pospieszyła mu na pomoc, tylko najwyraźniej uczyła radzić sobie samemu w trudnych sytuacjach - blisko półgodzinna obserwacja małego stadka kozic po raz kolejny byla pretekstem do dyskusji o ludziach, którzy sądzą, że zwierzęta pozbawione są uczuć, duszy i umiej

dialog?

Dzisiaj przykuł moją uwagę news o dialogu międzyreligijnym w Krakowie (na szczęście weekend spędzę w Linzu na Ars Electronica ). Od jakiegos już czasu sporo uwagi miejscowe media poświęcały imprezie Międzynarodowy Kongres dla Pokoju "Ludzie i Religie". Pomysł jak najbardziej godny pochwały, tyle że... jest jak zwykle. Na stronie diecezji znamienna jest l ista gości : oprócz katolików (rzecz jasna lista najdłuższa) mamy także "Judaism" (nadzwyczaj chwalebnie, ale trudno wyobrazić sobie wiarygodny dialog bez judaizmu), "Islam", "Orthodox and Oriental Churches", "Anglican Communion", "World Christian Communions" oraz.... "Asia". Pod tym ostatnim kryptonimem zblokowano buddystów (głównie z Japonii), dżinistów i hinduistów. Jeszcze bardziej znamienne jest, że nie zproszono nikogo z polskiej Sanghi (choćby najszerzej rozumianej), nikogo z miejscowych hinduistów (a kilka grup by się znalazło, choćby krisznaici). Dlaczego? N

window (no)shopping

Jeszcze trochę sobie ponarzekam, a co tam. W końcu wczoraj były moje urodziny, jest już wrzesień, a tu 30 stopni i nie pada (chcę deszczu i mgieł!), siedząc nad pracami moich kochanych studentów znowu czuję się absolutnie wycięta (no, raz na jakiś czas trafia się ślad myśli oryginalnej lub samodzielnej - wcale nie tak rzadko, wiem, że mogłoby być gorzej, bo nasi studenci są najlepsi), jednym słowem, czuję, że wolno mi ponarzekać. Otóż kompletnie załamała mnie wyprawa do Galerii Krakowskiej w poszukiwaniu ciuchów. Co za ohyda w większości sklepów!!! Najbrzydsze kolory, jakich nawet wolę sobie nie wyobrażać (musztardowy, paskudna ciemna zieleń, z której starannie wyssano energię zieleni, ohydny burdelowy fiolet w zestawieniu z quasi-buraczkowym oraz wspomnianym już musztardowym, ów niesławny kobalt, ktorym katują nas już od jakichś trzech sezonów, jakimś sposobem nawet biel i czerń były w Reserved Orsayu i Mango paskudne!). Nie wspomnę już o fasonach, które są inspiracją najgorszymi aspe

militarystycznie

I początek września jak zwykle upływa w duchu militaryzmu. Politycy prężą muskuły i żerują na (nie swojej) pamięci. "Wybaczenie" ma oznaczać "ale przyznaj, że to JA mam rację". Zupełnie, jakby pojęcie dyplomacji było w tym kraju nieznane (podobnie jak higiena oraz aktywność umysłowa). Straszą wytrzeszczone w przypływie narodowej histerii oczy rozmaitych Kukizów i Jarosławów. Na szczęście niespotrzeżenie coraz mocniej zakrada się jesień, a sikorkom na balkonie obce są wszystkie bitwy świata, które nie toczą się o ziarno słonecznika.