Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2009

CoCart Festival

Toruń jest pięknym, europejskim miastem! Jaka szkoda, że udało nam się wymknąć tylko na godzinkę w sobotnie przedpołudnie, żeby poeksplorować wszystkie zakątki, które jakoś tam tkwiły w pamięci przez te kilka ładnych lat kiedy nie udało się tutaj zajrzeć. Trudno jednak było tak do końca się obudzić; już nieco ponad 10 dni krążę między Warszawą, Koszycami, Poznaniem i Toruniem. Ledwo więc zobaczyłam znajomy napis "Krakow Główny", pogłaskałam kota w domu i podlałam rośliny w moim biurze, już siedziałam na przednim siedzeniu samochodu mijając kolejne etapy na jakże dobrze, niestety, znanej "jedynce". Za Łodzią robi się naprawdę okropnie: płasko, przeraźliwie płasko (i od razu zaczyna mnie boleć głowa, wpadam w popłoch daremnie skanując horyzont w poszukiwaniu najmniejszego choćby wzgórza), rozmaite wersje kurników pokrytych urokliwą papą i równie liczne odmiany "chłopskiego jadła" w stylizowanych na góralszczyznę pałacach ze strzechą (zaraza chłopomanii najwy

koło za kołem

Wczoraj Poznań: siedem i pół godziny w pociągu, dwa wykłady, dyskusja o mojej ksiażce w "Głośnej samotności", 4 godziny snu, 7 i pół godzin w pociągu. Jutro Toruń. Na razie wciaż w stanie podróżnej ekstazy (z gatunku: perwersyjny romans z PKP).

Warhol tour

Obraz
Wiosenne przesilenie rozpoczęte (bo kalendarz zapchany od teraz do końca czerwca). Po kolei jednak (o ile to w ogóle możliwe). Weekend upłynął pod znakiem Warhola, Karpat i muzyki, czyli najlepiej jak można. POstaram się cokolwiek odtworzyć, obiecywałam wprawdzie zapisywać (i nawet trochę mi się udało) 20.03 Na przełęczy Vabec światło po raz pierwszy, bo wcześniej śnieg, dużo śniegu (jeszcze w czwartek późnym wieczorem na trasie do Nowego Sącza i rano w samym Nowym Sączu). Im dalej na południe, tym jaśniej, jak zwykle nikt nie wierzy w moje zaklinanie słońca. Jeszcze przed Sabinovem uśmiecham się z satysfakcją: a nie mówiłam? Obiad w Velkym Sarisu, tuż naprzeciw browaru (w sporym kompleksie 'rekreacnym" Saris Park), znakomita widoczność, Szarysz w całej krasie, pasma gor za nami układają się jak do albumu ze zdjęciami z wycieczki. Jano dzwoni, umawiamy się na dobrze znanej "Szelce" za Baumaxem w Koszycach, popilotuje nas na Alzbetiną. I dobrze, inaczej nigdy byśmy tu

cały tydzień

Umknął mi gdzieś prawie cały tydzień, ale to chyba nic dziwnego zważywszy na fakt, że w bardziej "podgrzanych" momentach pracuję prawie na okrągło (tzn. prócz biegania na zajęcia, samych zajęć, ich przygotowania i posiłków ledwo zostaje mi czas na sen). W każdym razie w piątek przydarzyła mi się dziwna historia: poczułam, że lubię W-wę. Mimo witającego przybyszy szyldu "wiatrówki, noże" w kazamatach podziemnych Dworca Zachodniego i paru niezmiennych od lat drobiazgów. Miasto zaczyna dorabiać się własnej hybrydowej różnorodności i ma się poczucie, że tutaj może zdarzyć się wszystko, trochę jak w Londynie albo NYC (oczywiście zachowując odpowiednie proporcje!!!). I te widok z okna mieszkania Doni na Woli! Mogłabym siedzieć tam godzinami i patrzeć, jak zmienia się gra świateł na wyrastających w oddali fasadach. Metropolia to jeszcze nie jest, ale zapyziala W-wka sprzed lat już też nie. A potem była bardzo fajna konferencja - co jednak wcale tak często się nie zdarza. &

Bhoe Rangzen

Bhoe Rangzen . Dzisiaj 10. marca. Jak co roku. Od 1959.

drobiazgi cz.2

Z wycieczki rowerowej nic nie wyszło (trudno jeździć w deszczu, deszczu ze śniegiem i śniegu), nadrabiam więc zaległości, co oznacza też, że włączyłam pudełeczko a tam... Rewelka. Polska Kronika Filmowa 10B/81 i materiał o emancypantkach - najpierw była malownicza Kenia i tambylki tańczące przy każdej pracy ("Emancypantki z Kenii"), a później...Ewa Partum (pod hasłem "Emancypantka z Polski") i jej performance, po czym materiał o mężczyźnie ozdabiającym wiązkami kwiatów rozmaite oficjałki, który zostawił wprowadzony tekstem: "łagodniejszą formę sztuki uprawia pan...". Czekam z utęsknieniem na kronikę z 1984, za chwilę. P.S. I się nie zawiodłam, otwierający fragment jest o brakach w zakresie gumki do majtek, a kolejny o Bełchatowie. Aż szkoda, że zamiast reklam przed seansami w kinach nie ma archiwalnych PKF...

american coffee dream

Nelly Isler wciąż nie została uwieczniona (tym razem ona, przyjmując, że to orchidea), co ja poradzę na to, że kiedy wracam do domu, to jest już ciemno, a lepiej fotografować ją w świetle dziennym. Ale będzie. Soon. Może nawet jutro, bo plan wyjazdu narciarskiego upadł, z racji rozmaitych rozmaitości (głównie piętrzących się zaległości pracowych) - narodził się za to plan pierwszej wycieczki rowerowej do Tyńca w tym sezonie. Zobaczymy. Nie pamiętam już, czego szukałam w sieci, kiedy wpadł mi w oko tytuł "A pple is "most admired company ". Wiem, czyściłam skrzynkę na gmailu, którego używam do subskrybowania niekoniecznych wiadomosci i dziesiątków newsletterów, których i tak nie czytam. W każdy razie coś w tym jest, o ile oczywiście mieć zaufanie do takich rankingów. Lubię Apple - oprócz oczywistości - także za to, że nie mówią o załamce rynkowej i nie wyciągają ręki po rządową jałużnę, która ma załatać czyjeś zamiłowanie do gier hazardowych na gigantyczną skalę. A rano by

kolejny storczyk w kolekcji

Cambria Nelly Isler. Teraz muszę zostawić go samego w domu, kotem i innymi storczykami (nie wiem, czy się zaprzyjaźnią). Jak wrócę, to zrobię zdjęcie.

drobiazgi

Z cyklu "co mi dzisiaj wpadło w oko": z okna 194ki wjeżdżającej powoli i nieodwołalnie w formujący się u wlotu Czarnowiejskiej korek obserwowałam ekran z 90-leciem AGH. Najpierw święcił papież ("pociąg św. Barbary" czy coś w tym rodzaju, o ile pamiętam), a potem rektor z biskupem w jednym stali szeregu. I to by było na tyle, jeśli chodzi o świętowanie kolejnych rocznic szacownej uczelni. Hmmm... tak po prostu wpadło mi w oko. Nie, że polimery, fizyka kwantowa, blureje, interfejsy czy choćby nawet górnictwo i hutnictwo albo inne cuda. A może właśnie cuda? Co to jest pociąg św. Barbary? Coś musiało mi się pomylić, może to halucynacje wywołane mgłą (z okna mojego wygląda raczej jak smog/k). Muszę jeszcze raz tamtędy pojechać przy okazji, może trafię na tę samą sekwencję.

idzie wiosna

Po pierwsze: słyszałam już trelujące kosy i to jeszcze we wtorek. Po drugie: sikorki przylatują na balkon nawet nie po to, żeby napchać swoje mikroskopijne żołądeczki ziarnami z karmnika, ale żeby zaśpiewać i odlecieć gdzieś w pośpiechu. Po trzecie: nie jestem dzisiaj na nartach (uuuuuuu!!!! jęk rozczarowania). Po czwarte: kończąc wczoraj zajęcia o 17.55 spostrzegłam wychodząc przed budynek KSW, że na horyzoncie jeszcze tli się ślad po zachodzie słońca. Nie miałam czasu na głębszą refleksję, bo 292 właśnie odpalił i szykował się do przekroczenia Wisły w brawurowym MPKowym stylu, a mnie jakoś nie chciało się spacerować po moście na drugą stronę - i tak sobie pospacerowałam po starym Podgórzu (nawet jak nie narty, to i tak zastrzyk adrenaliny musi być!), bo zajęcia w KAFie zaczynałam godzinę później. Ech, Podgórze. Opadła mnie melancholia w stylu "i ta kamienica też taka sama, jak w 93-cim, kiedy wychodziliśmy przez okno z imprezy nad ranem bo brama była zamknięta i nikt nie miał k