jak już to już, cz. II

Narty w niedzielę były absolutnie BOSKIE! Może dlatego, że aura była skrajnie niesprzyjająca (fantastyczna śnieżyca, chyba jeszcze nie jeździłam nigdy w takich warunkach - że nie było nic widać, ale nie z powodu mgły, tylko z pwodu padającego śniegu, aż dziw, że nie zamknęli jednak wyciągu krzesełkowego) i w górnej części stoku (jak zwykle Zverovka/Spalena) grasowali tylko nieliczni straceńcy, a na "ściankę" jakoś nie było tłumu chętnych nowicjuszy. Mogły też odstraszać niezłe muldy, choć tylko pozornie trudne, bo stosunkowo "miękkie". I tak trzeba było jednak przyjąć odmienną filozofię jazdy tzn. znaleźć balans między tym, co dyktuje teren, a tym, co człowiekowi wydaje się, że można. Często takie mikronegocjacje muszą zachodzicw ułamku sekundy, kiedy wykonuje się skręt jednocześnie czując, jak wyrzuca nas w powietrze, nie ma czasu na filozofie - jest inny rodzaj myślenia, odczuwanie przestrzeni ciałem, nie wzrokiem. To najbardziej fascynuje mnie w narciarstwie - właściwie nie ma dwóch takich samych dni. Za każdym razem śnieg, temperatura, wilgotność dyktuje trochę inne możliwości, trzeba poswięcić nieco uwagi na "odczytanie" danych, na nawiązanie kontaktu z przestrzenią, z górą, z własnym ciałem. W tych warunkach mogliśmy odkryć niezwykle rzadką w anszych warunkach przyjemność: jazdę w kopnym śniegu. To tak, jakby się leciało albo płynęło. Ponieważ śnieg padał bardzo gęsty, to momentami zatracało się poczucie granicy między górą i dołem, między niebem i ziemią, śnieg wydawał się być wszechogarniającym żywiołem, czymś, czym się oddycha, w czym można się bez obaw zanurzyć, w co można wskoczyć. Po paru godzinach jazdy byłam absolutnie wykończona fizycznie, wbrew pozorom taki śnieg wymaga olbrzymiego wysiłku, zasypiałam prawie przy stoliku nad cesnaczką i varenym winkiem, a z drogi powrotnej do KRK pamiętam tylko jakiegoś dziadka piaskowego, którego monotonny głos nie pozwalał w pełni pogrążyć się we śnie. Jak można ględzić przez 3 godziny non-stop??? (znane warianty tematów "A my, panie dzieju, na Ukrainie..." ,"Wyniszczyli Panie, Polskę...", "Najtańsze, Panie, to są.... w....") W jedną i w drugą stronę???
W każdym czekając na 114 w niedzielę wieczorem i przyglądając się witrynie z prasą uświadomiłam sobie, że te kilka godzin wyłączyło mnie z tu i teraz, zregenerowało, przeniosło w inny wymiar.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Na razie tylko testuję

london calling

104