To miał być zupełnie inny dzień. Jeszcze wczoraj fantazjowalam sobie w ulubiony sposób, że wstanę wcześnie i zaprowadzę Generalny Porządek (jako gorąca fanka Generalnego Porządku, rzecz jasna): w papierach, w stercie wypranych ubrań przeznaczonych do wyprasowania przez kogoś (hm...ciekawe kogo) w bliżej nieokreślonej przyszłości, w komputerze (może nawet we wszystkich trzech), w sieci, na półkach z książkami i w życiu. Po prostu Generalny Porządek, Nowe Życie, wiosna. Cóż, kiedy tuż po przebudzeniu nieoczekiwanie stałos się dla mnie jasne, że nic z tego. Po pierwsze: Generalny Porządek nie istnieje, a fantazja na jego temat jest niebezpieczna i zgubna (życie jest jakimś cholenrym, kłączowatym chaosem); po drugie, Nowe Życie jest oczywiście niemożliwe, bo jest to, co jest; po trzecie, sterta prasowania musiała przybyć tutaj z kosmosu, z pewnością należy do "obcych" i gmeranie w niej możę być niebezpieczne; po czwarte, komputerki same sobie ustanawiają porządki i trzeba się na ...