gloomy

To bardzo ładne angielskie słówko jakże trafnie oddaje uroki krakowskiego grudniowego popołudnia, powiedzmy około 14.30, kiedy w przerwie między jednymi a drugimi zajęciami pochłaniam lazanię w Marago, śledząc na moim kochanym ekraniku nagłówki na Onecie albo gazeta.pl. Nie wiem, czy dzisiaj był jakiś dzień, bo trudno uznać za takowy szarą poświatę, która pochłonęła nie tylko klasztor kamedułów, który normalnie widać z mojego okna, ale także najbliższe wzgórza w Pychowicach, a nawet przepiękną rurę majaczącą w niezbyt odległej oddali na skrzyżowaniu z Zawiłą. Później prowadziłam wykład przy zasuniętych roletach i świetle obrazu z rzutnika. W każdym razie kiedy wreszcie o 14.30 mniej więcej podniosłam głowę znad mojej lazanii i wyjrzałam przez okno na niewyraźne kontury Plant i zamazane kształty przemieszczające się ul. Straszewskiego, ogarnęło mnie autentyczne, szczere zadziwienie stanem określanem właśnie mianem "gloominess". Pewnym rodzimym odpowiednikiem bylaby tutaj "szaruga". Tym razem byla to szaruga modelowa i wzorcowa, absolutnie godna podziwu w swojej doskonałości. Chyba wiem, jak wygląda epifania. Ewentualnie oświecenie. Bo z tego wszystkiego (z tego podziwu znaczy) zapomniałam, że mogłoby mnie to przygnębić. Mało tego, wzorcowość tego tworu / nastroju / specyficznej konfiguracji warunkow atmosferycznych i społecznych (szarość mdłego światła przesączającego się niechętnie przez gruby koc z burych chmur + przenikliwa wilgoć biorąca się z mżawki która oscyluje na granicy między realnym a wyobrażonym tak, że nigdy do końca się nie wie, czy to moczy naprawdę, czy tylko się wydaje + zapach długotrwale mokrych parasoli w autobusach miejskich) do tej pory wywołuje we mnie rodzaj autentycznego zachwytu idealną formą.
A wino piję dopiero teraz. Za idealne krakowskiego popołudnia, których z pewnoscią jeszcze wiele do maja się zdarzy.
Złośliwej, przyznaję, satysfakcji dostarczyły mi nagłówki prasowe o błędzie w Internecie Explorerze 7 (LOL, jeszcze nie tak dawno niektóre polskie banki nie uznawały innych przeglądarek za bezpieczne!) Materiał w Onecie, którego nie linkuję bo to żałosna miejscowka przypominał propagandę w najlepszym stylu: cały artykuł o konieczności samodzielnego sciągnięcia łaty do IE7 zakończył się zdaniem o tym, że Firefoks też wydał uaktualnienia mające na celu zwiększenie bezpieczenstwa. Zapewne KAŻDY, kto korzysta z Liska od lat uśmiała się setnie. O mało nie wylałam cappucino na klawiaturę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Na razie tylko testuję

london calling

104