pierwsze półrocze za nami

przerzuciłam dzisiaj kartkę w kalendarzu i okazało się, że muszę w ogóle odwrócić go na drugą stronę. minęło pierwsze półrocze 2006... w ten sposób niespotrzeżenie upływa czas. zawsze wydaje mi się, że można jakoś ten upływ pochwycić, nakreślić jakąś granicę, żeby świadomiej żyć, ale ostatecznie wszystko się rozpada na miliony pojedynczych zdarzeń i kiedy budzę się rano, to codziennie prawie stwarzam świat od nowa. albo zdarzenia zlewają się ze sobą w ciągi, dla których podział na dni czy godziny nie ma żadnego znaczenia. tak czy owak, mój czas jest nieciągły i absolutnie nielinearny (żeby nie powiedzieć, cyberdyskursywny).
we czwartek z sukcesem obroniła się Monika, więc miała miejsce mała imprezka w Krakowie na Fieldorfa, u Marty, która właśnie otwarła przewód. mam niejasne wrażenie, że powinnam to wszystko jakoś uczcić, ale tak naprawdę nie mam pojęcia jak. pijaństwa nie mają żadnego sensu (ten ból głowy, kłopoty z żołądkiem i nieadekwatność następnego poranka! - jak można to w ogóle znosić z własnej woli). coraz częściej myślę o jakiejś formie wyłączenia się z wszystkiego choćby na tydzień. może rowerowa wyprawa wzdłuż Dunaju spełni tę rolę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Na razie tylko testuję

london calling

104