D90
To oczywiście musiało być pierwsze zdjęcie z nowej serii. Nowe otwarcie, bo po pierwsze: Nikon D90 z Nikkorem 18-200 leży na półce (tzn. spoczął przed chwilką, po małej sesji wstępnej, jak zwykle, chmury, kot, widok z balkonu itp.), po drugie: właśnie zakwitła jedna z moich róż, którą pieczołowicie staraliśmy się odratować po sklepowych torturach. Nie wiem, co bardziej mnie ucieszyło. Aparat, to jakby wrócił do domu ktoś bliski i jakby znowu wszystko było na swoim miejscu. Jest coś przyjemnie zmysłowego w fotografowaniu, jakiś rodzaj radości eksploracji, być może również potrzeby zatrzymania, ale w dobie lustrzanek cyfrowych, kiedy równie łatwo można rozstać się z tym, co zatrzymane (albo raczej to, co zatrzymane jest nader iluzoryczne) wszystko to jawi się nieco inaczej. W każdym razie harówa ostatnich mesięcy okazała się wreszcie spełnieniem (bo pracy pozbawionej sensu zupełnie bym się nie podejmowała).
gratuluje nowego zakupu:) i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMagda Zet.
ech, tak się cieszę z tej miłej zabaweczki, że aż wstyd trochę ;-)
OdpowiedzUsuńAnia, ja sie przekonuje (po naprawde malym w porownaniu z d90 shoppingu) ze co by nie mowic konsumpcja uszczesliwia :)
OdpowiedzUsuńMagda Zet.