traveller's time part 2.

Oczywiście, że poprzedni post jest trochę insiderski i bardzo enigmatyczny. I niech tak zostanie, na wypadek, gdyby jeszcze kiedyś ogarnęły mnie jakieś pokusy ZAANGAŻOWANIA, przez co muszę znosić katusze przebywania nie w tym miejscu, nie z tymi ludźmi i nie w tym czasie. Wątpliwości to nie kwestia procesu myślowego nawet, ale raczej (bywa coraz częściej) wglądu, dość szczególnego rodzaju olśnienia, przed którym trudno się schować (głównie przed samą sobą); coś jak nadzwyczaj wyostrzona wizja, kiedy widzi się znacznie więcej niż by się chciało.
A w podróży z Poznania (w trakcie koejnych zmagań z PKP) przyplątał się do mnie demon. To nic, że przybrał formę małej, na oko 7-letniej dziewczynki i jej mamy; to nawet się zgadza (zawsze przy tej okazji przypominają mi się niektóre buddyjskie thanki). Trudno powiedzieć, co było gorsze - dziewczynka wychodząca na korytarz przeciętnie 3 razy na minutę i starającej się usilnie mnie potrącić prawie za każdym razem (nie muszę chyba dodawać, że siedziałam przy drzwiach...), czy jej mama, która w pewnym momencie orzekła z czarującym ( w jej mniemaniu) i kokieteryjnym uśmiechem: "musi Pani jakoś znieść tę moją nieznośną córkę". Dzięki stoperom nie musialam przynajmniej uczestniczyć w ich nieprzerwanej rozmowie sprowadzającej się do napomnień mamy: "Nie rozmawiaj", wypowiadanych tylko po to, żeby po kilku sekundach błogiej ciszy wszcząć kolejny wątek dotyczący pisanego przez dziewczynkę zadania. No więc bylam z siebie dość zadowolona, ćwiczyłam kilka cnót opisywanych w Pattikasammupada i efekt był dość ciekawy - rozumiem chyba o co chodzi z tym, żeby nie dać ponieść się emocjom (z których gniew jest najbardziej dewastujący). Zastanawiam się jednak, co sprawia, że rodzice hodują własnymi rękami taką potworność (w sensie potwornego egoizmu)? Żeby przynajmniej była to zwykła niegrzeczna dziewczynka, ale nie; to byla dziewczynka potworna - patrzyła na mnie wielkimi, nieruchomymi, ssącymi oczyma, szukając choćby śladu reakcji na kolejne prowokacje; wymagała uwagi bezwarunkowo i natychmiast.
Albo po prostu to się zdarza w TLK "Wielkopolanin" opuszczającym Poznań o nieludzkiej 5.47.

Komentarze

  1. Wyobraź sobie, ile cnót byś miała okazję przećwiczyć, gdyby do przedziału wpadły takie gdakające kury, jak z "Dnia Świra" (A w nocy sobie śpię śpię śpię... - Nieee? - A w dzień sobie chodzę chodzę chodzę - Coś ty? Ekstra!!!...) Ja już dzieci mam przerobione, ale takie kury nadal podnoszą mi adrenalinę... ;)
    - ovoo

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Na razie tylko testuję

london calling

104