smoothies
Nic nie dorównuje oczywiście smoothies produkowanym samodzielnie (można testować najbardziej egzotyczne zestawienia, np. melon z ogórkiem w lecie, blender zniesie (prawie) wszystko). Kiedy jednak jest się skazanym na sklep (np. w podróży) to nic dorównuje amerykańskiej Odwalla. Jeśli jednak nie ma się chwilowo wizy w paszporcie (a czekanie, aż amerykanska administracja zrozumie, że USA nie jest już rajem dla gasterbeiterów z Polski nieco się dłuży), to można się zadowolić Innocence z niezawodnych Wysp Brytyjskich. Żal tylko, że w polskich sklepach pod nazwą smoothie funkcjonuje jakieś potworne oszustwo - ten sam koncentrat "mango" co zwykle, tylko mniej rozcieńczony. Fatalnie, że przoduje w tym Marwit, który wcześniej dał się poznać z kapitalnych jednodniowych soków marchewkowych. Aha, i prawdziwe smoothie nie ma nic wspólnego z koktajlem! Procent przetworow mlecznych jest w prawdziwym smoothie ledwo zauważalny, tylko tyle, żeby było to właśnie... smoothie. Wszystko dlatego, ...