jestem dr
i co? i na razie nic. chociaż... w niedzielę było na Podhalu małe trzęsienie ziemi wiązałabym to jednak raczej z koncertem, jaki zagraliśmy w sobotę wieczorem w Gdańsku, na dachu Plamy. baliśmy się, że nasze dwa generatory fal sinusoidalnych + bas Tomka (co ostatnio nieczęsto się zdarza) mogą pozbawić dachu nad głową mieszkańców Zaspy (jak wiadomo, wielka płyta, słabo odporna na niskie częstotliwości), ale poszło najwyraźniej w grunt. Tylko 3 stopnie w skali Richtera, bo paczki były nie za wielkie. ale do rzeczy... teraz powinnam chyba napisać ad rem : 19. czerwca obroniłam pracę doktorską (zatytułowaną etc. etc. - to w poprzednim poście) a dwa dni później mój tytuł naukowy zatwierdziła Rada Wydziału. Chyba polubię sporty ekstremalne (Czesi i Słowacy mówią adrenalinove i to jest lepsze określenie w tym przypadku), bo to było zdarzenie bardzo stresujące i bardzo przyjemne jednocześnie. Łudziłam się, że po tym wszystkim będę mieć więcej czasu, ale gdzie tam.. znowu przepakowuję tylko to...