Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2008

marząc o Starbucksie przy St. Catherine

Żeby wszystko było jasne: nie cierpię Starbucksa. W każdym razie, kiedy jestem Tam - za nachalność i wszędobylskość. Od czasu, kiedy zobaczyłam na jednym skrzyżowaniu w Chicago 6 szyldów ze znajomym zielonym logo. To było przerażające, skrzyżowanie to były raptem cztery ulice w cztery świata strony, a Starbucksów było więcej niż stron świata! Kiedy jednak zobaczyłam szyld przy St. Catherine (ciągle flashback), na wysokości Muzeum Sztuki Współczesnej, skąd pochodzi moja nowa torba z recyklowanego billboardu (uzależnienie od kupowania toreb jest u mnie porównywane tylko z uzależneniem od kupowania butów), jakoś zatęskniłam za znajomymi klimatami i przysiadlam na chwilę z jakże znaną (taką samą wszędzie!) kawą. Chciałabym czasem umieć zatrzymywać takie chwile, kiedy pozornie nic się nie dzieje, w każdym razie nic spektakularnego, ale jest się trochę kimś innymi, trochę tą samą osobą, ale przefiltrowaną przez wiele kilometrów miejskiej flanerii. Najfajniejsze jest radykalne uwolnienie od m...

80's

Ja napisała dzisiaj Dorothy: zawsze byłam przekonana, że młodzieżowa kultura popularna lat 80tych była fenomenem międzynarodowym. Wstępne wnioski sformułowaliśmy wprawdzie już w ubiegły piątek przekrzykując hałaśliwe wersje dobrze nam znanych hitów z czasów nastolatkowych nad piwem w którymś z licznych klubów przy Rue Crescent. OKazało się, że międz Polską, kanadyjską Kolmbią Brytyjską, Holandią i Brazylią krążyły mniej więcej te same dźwięki i wzruszenia. Czy to wspónota pokoleniowa? Bo ja wiem. Zbyt dobrze jesteśmy oczytani w teorii postkolonialnej, żeby dać sie zwieść tym złudzeniom. Ale faktem jest, że dobrze znany refren "tonight, tonight, tonight" przywodzi na myśl kilka niezapomnianych chwil. Nie wspominając już o budzącym absolutny dreszcz ekscytacji "Purple Rain", a nawet "Too Shy" nie wydaje się już dzisiaj takie całkiem "cheesy". Urządzam sobie więc wieczór wspominkowy . More to come. Jak zwykle.

Kanada pachnąca...

Obraz
...rzeczywiście żywicą. Przynajmniej w Parku Narodowym Mont-Orford , gdzie udało mi się spędzić uroczy dzień. Zdjęcia z tego dnia w lasach Kanady jak zwykle tutaj . Podróż transoceaniczna zawsze jest jak rodzaj snu, tym razem zastanawiałam się nad tym, że łyk amerykańskiej przestrzeni jest mi niezbędny, trochę jak zaczerpnięcie śweżego powietrza po długim dniu spędzonym w klimatyzowanym pomieszczeniu. Już pierwszego dnia, wieczorem po rodzinnej kolacji i po całym tym zawieszeniu między strefami czasowymi, kiedy Denis pokazywał widok na miasto ze wzgórza Mont-Royal przypomniałam sobie, że tęsknię za TYM niebem. Jest zupełnie inne niż gdziekolwiek w Europie (może daleko na północy wyczuwa się obecność bezkresu, może w Rosji) i zapowiada Niespodziewane. A później to Niespodziewane się zdarza i jest inne za każdym razem, kiedy odwiedzam ten kontynent. W Ameryce tkwię w nieswoim czasie, albo raczej w czasie podwojonym (co najmniej), bo co innego podpowiada mi organizm, a co innego zegarek. ...